Życzymy Wam radosnych, spokojnych i obfitych Świąt Bożego Narodzenia oraz wszelkiej pomyślności i realizacji najśmielszych marzeń w 2011 roku. Nasza roczna podróż dobiegła końca siedem miesięcy temu. Jednak w pewnym wymiarze ona ciągle trwa. Trwa we wspomnieniach, których nam nikt nie odbierze, w doświadczeniach - tych dobrych i tych złych. Trwa w przyjaźniach, które zawarliśmy. Jak to powiedziała jedna bardzo nam bliska osoba spotkana w trakcie podróży: "podróżowanie można porównać do sadzenia rośliny, z której przez całe życie zrywa się później owoce". Było to wspaniałe doświadczenie i niezapomniana przygoda. Nauczyliśmy się na wiele rzeczy patrzeć z innej perspektywy. Uwolniliśmy się od balastu codziennej rutyny i różnych materialnych uzależnień. Wydaje się nam, że jest w nas teraz więcej optymizmu, radości, wewnętrznego spokoju i cierpliwości. Będąc w Chinach spotkaliśmy małżeństwo emerytowanych nauczycieli z Australii. Opowiadali, jak to przez całe życie na rozmaitych kursach samorozwoju nauczali ludzi, że marzenia należy spisywać na kartce, aby ich nie zapominać, a kiedyś daj Boże doprowadzić do ich realizacji. Oni dawno temu na swojej karteczce zapisali, że marzą, by spędzić kilka miesięcy za granicą i poznać obcą kulturę. Teoria teorią, a w praktyce to ta ich własna kartka leżała zapomniana na dnie szuflady, aż do momentu, gdy ją odnaleźli przy okazji przeprowadzki po przejściu na emeryturę. Traf chciał, że niedługo potem otrzymali propozycję pracy jako nauczyciele angielskiego w Szanghaju. Nie zastanawiali się długo. Przekonaliśmy się, że realizowanie marzeń jest możliwe jeśli się naprawdę chce, i jeśli się marzenia traktuje z należytą im powagą i nie odkłada się ich na potem. Okazało się również, że warto marzyć, warto być sobą i warto żyć po swojemu, a nie tak jak tego od nas oczekują inni, jak nakazują konwencje. Wszak życie mamy tylko jedno. Podczas tej podróży nieustannie wypowiadaliśmy wojnę stereotypom. Myśleliśmy: "pojedziemy, zobaczymy, przeżyjemy, pogadamy z ludźmi, zjemy to co oni..." - dzięki wielu ludziom jakich spotkaliśmy, naszą wojnę ze stereotypami wiele razy wygraliśmy, zrozumieliśmy też, skąd one się biorą... (z ignorancji). Czy mamy dość podróżowania? - Nie! Gdyby nie wykupiony bilet powrotny, to być może bylibyśmy wciąż w drodze... Na przyszłość będziemy wiedzieć, że nie warto kupować bilet powrotny w momencie wyjazdu... Na pewno nie była to nasza ostatnia podróż - jeszcze tak wiele zostało do zobaczenia i przeżycia... Co słychać u nas? Otóż los rzucił nas z powrotem do Londynu - obojga znalazła nas praca i od października jesteśmy znów bardzo zajętymi osobami. Czujemy, że opatrzność się nami opiekuje, bo trafiły się nam atrakcyjne oferty, co przy wciąż trwającym kryzysie gospodarczym uważamy za łut szczęścia. Udało się nam też znaleźć mieszkanie, z którego jesteśmy bardzo zadowoleni. Widać tak miało być... Dobiegło końca nasze pisanie, choć jeszcze dużo można by napisać. Dziękujemy wszystkim, którzy nam w naszej podróży towarzyszyli, czy to osobiście, czy wirtualnie. Pragniemy szczególnie serdecznie podziękować wszystkim tym, którzy nas do siebie zaprosili, ugościli nas, pokazali sobie tylko znajome magiczne miejsca, udostępniali nam swoje domy, karmili nas i użyczali swoje samochody. Mamy wielką nadzieję, że kiedyś się znowu spotkamy... Myślimy o Was często, wspominając Waszą hojność, gościnność i otwartość: Tao Mien z Bangkoku Liu Yang z Pekinu Khánh z Hanoi Begzsuren z Ułan Bator Nobuaki z Tokio John i Remi z Tokio Koji z Tokio Shuji i Yoko z Kioto Sachie z Hiroszimy Seizou z Nagasaki, Cynthia z Hawajów Amaura, Damon, Devan i Sergio z Hawajów Julie z Hawajów, Greg z Los Angeles Mary i Adrian z Los Angeles Andrea z San Francisco Nancy oraz Frank z San Francisco Diane z Moab Janice z Durango Sharon z Tucson Tim, Lynn, Megan i Seana z San Diego Ofelia i Daniel z Mexico DF Pablo z Mexico DF Justa i Albert z Mahahual Diana z Wyspy Wielkanocnej Roberto z Wyspy Wielkanocnej Julia i Sergio z Tarija Juan Jose i Daniela z Sucre Paulo i Shirley z Brasilia Marilena z Rio de Janeiro Jesteśmy wdzięczni tym, którzy do nas na bieżąco pisali, a zwłaszcza Agatce, której ciepłe słowa nieraz dodawały nam otuchy. Pozdrawiamy. BiG | Wishing you a merry Christmas and that all your dreams come true in the coming 2011. Our round-the-world trip came to an end seven months ago. In certain sense it is still going. It is still alive in our memories, which no-one can take from us. In experiences we had, both good and bad. In the friendships we have made. As one very close friend said to us: "travelling can be compared to planting a seed - you reap the fruit throughout the rest of your life". It was a fantastic experience and an unforgettable adventure. We learned to see many things from a different perspective. We managed to free ourselves from the ballast of everyday routines and material dependencies. We like to think that now there's more optimism, more joy, more peace and patience in us. While in China, we met a couple of retired teachers from Australia. They told us how, for their whole lives, they used to teach others that they should write down their dreams so as not to forget them, and then perhaps one day they would realise them. That was the theory. In practice, one of their own dreams, about living abroad and getting to know another culture, had been written on a note that was lying forgotten on the bottom of a drawer. One day they found it when they were moving as they retired. As luck would have it, soon afterwards they received an offer to teach English in Shanghai. It wasn't a hard decision to make. We have learned that your dreams can be realised if you really work towards it, if you treat them seriously and do not leave them for later. It is also true that it is really worth it to have dreams, to be yourself and to live your life your own way, instead of living it the way others expect you to. After all, we only have one life. Have we had enough of travelling? No! If not for the return ticket that we'd bought at the beginning, we might have still been on the road till now... A lesson for the future - never buy a return ticket when you set off... It definitely wasn't our last journey - there's still so much to see and to experience... So what are we up to now? We ended up back in London - new jobs have found us both so since October we have been pretty busy again. We very much feel that we've landed on our feet as we received very attractive job offers, despite the ongoing economic slowdown. We also managed to find a dream place to live. Feels like it was all meant to be... Our blog-writing is now over, though there's still plenty to write about. We'd like to thank you all who were part of our journey, whether physically or via virtual means. In particular, we feel ever indebted to those who were our hosts, who showed us around their neighbourhoods and their own secret spots, who shared with us their houses, their food and their cars. We hope very much to see you again one day... we keep you in our thoughts and our hearts: Tao Mien of Bangkok Liu Yang of Beiging Khánh of Hanoi Begzsuren of Ulaan Bator Nobuaki of Tokyo John & Remi of Tokyo Koji of Tokyo Shuji & Yoko of Kyoto Sachie of Hiroshima Seizou of Nagasaki Cynthia of Hawaii Amaura, Damon, Devan & Sergio of Hawaii Julie of Hawaii Greg of Los Angeles Mary & Adrian of Los Angeles Nancy & Frank of San Francisco Andrea of San Francisco Diane of Moab Janice of Durango Sharon of Tucson Tim, Lynn, Megan & Seana of San Diego Ofelia & Daniel of Mexico DF Pablo of Mexico DF Justa & Albert of Mahahual Diana of Easter Island Robert of Easter Island Julia & Sergio of Tarija Juan Jose & Daniela of Sucre Paulo & Shirley of Brasilia Marilena of Rio de Janeiro We are grateful to all those who were regularly following us in our travels, especially to Agatka for her words of encouragement. With greetings. B&G |
sobota, 25 grudnia 2010
Wróciliśmy
Labels:
London
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz