Chandigarh to miasto z wielu wzgledow nietypowe. Jeszcze 60 lat temu nie bylo tu nic ponad wiatr hulajacy "kedy chce" po plaskim jak patelnia, pylistym stepie. Dzis ma 1.3 miliona mieszkancow (albo, jak tu w Indiach mowia - 13 crore; jeden crore to 100.000) i szczyci sie najwyzsza stopa zyciowa w calych Indiach. I rzeczywiscie, po "sredniowiecznym", zasranym, zasmieconym i cuchnacym chaosie Indii ktore do tej pory widzielismy, Chandigarh jawi sie jako oaza nowoczesnosci, ze swymi szerokimi, obsadzonymi drzewami alejami, zadbanymi parkami i logicznie rozplanowana zabudowa. Dla nas jest szczegolnie interesujace ze wzgledu na Le Corbusiera. Ten najslynniejszy architekt modernizmu byl w latach 1950-tych glownym projektantem miasta oraz architektem jego najbardziej prominentnych obiektow na tzw. Kapitolu, m.in. sadu najwyzszego i tzw. sekretariatu. Chandigarh powstal jako modelowe miasto nowych niepodleglych Indii, stolica dwoch regionow - Haryana i Punjab, w miejsce Lahore, wlaczonego do Pakistanu.
Aby obejrzec powyzsze obiekty musimy dopelnic wymagan procedury - udajemy sie do informacji turystycznej i dostajemy list "polecajacy". Nastepuje sekwencja - siadac, paszporty, dane i adresy wpisac do wielkiej ksiegi, podpis w dwoch miejscach, pytania o potomstwo a raczej jego brak - co zajmuje pol godziny . Z listem w garsci idziemy do sekretariatu...
...i oto przezywamy najdziwniejsze w zyciu bliskie spotkania z biurokracja. Najpierw pokazujemy nasz list uzbrojonym straznikom na bramie, ktorzy kieruja nas do kanciapy swego komendanta, Sikha w turbanie, gdzie nastepuje znajoma sekwencja: siadac, paszporty, dane i adresy wpisac do wielkiej ksiegi, podpis w dwoch miejscach, pytania o potomstwo a raczej jego brak. Rezultatem jest list-przepustka, z ktorym idziemy juz do srodka budynku (rentgen i obszukiwania toreb na wejsciu), i pod eskorta jestesmy prowadzeni do pokoiku szefa strazy. I znow sekwencja: siadac, paszporty, dane i adresy wpisac do wielkiej ksiegi, podpis w dwoch miejscach, pytania o potomstwo a raczej jego brak. Dodatkowo oddajemy w depozyt wszelkie ostre przedmioty i telefony komorkowe. Szef strazy przyzywa zolnierza z kalasznikowem...
...i zostajemy odeskortowani na szoste pietro, aby jeszcze jeden raz przejsc sekwencje: siadac, paszporty, dane i adresy wpisac do wielkiej ksiegi, podpis w dwoch miejscach, pytania o potomstwo a raczej jego brak. Ostatecznie, po dwoch godzinach zmagan (dobre cwiczenie charakteru), zolnierz prowadzi nas na dach, z ktorego ogladamy okolice i robimy kilka zdjec. Mniej wiecej po trzech minutach... zwiedzanie sekretariatu zakonczone!
czwartek, 22 października 2009
Dzień 148 - Chandigarh, czyli co ma Le Corbusier do hinduskiej biurokracji
Labels:
Chandigarh
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz