niedziela, 14 lutego 2010

Dzień 264 - Karnawałowe oblewanie w Uyuni.



Aż wstyd się przyznać, ale poślizg w naszych relacjach osiągnął monstrualne rozmiary. Opisujemy jeszcze karnawał, a tu Wielkanoc za pasem. Musicie nam to wybaczyć. Może i dobrze się złożyło, bo z tego boliwijskiego karnawału płyną inspiracje śmigusowo-dyngusowe…



W Uyuni atmosfera podnieconego oczekiwania. Kto żyw szykuje się na wieczorną uliczną imprezę karnawałową. Niech się chowa śmigus-dyngus! Wzdłuż głównej ulicy ustawione są drewniane trybuny, na których powoli zaczynają zasiadać widzowie - całe rodziny uzbrojone w „bombas de aqua”, czyli napełnione wodą balonikowe pociski, i przeróżne wodne pistolety o najwymyślniejszych kształtach i sposobach działania. Oprócz zwykłych, zaopatrzonych jedynie w mały „magazynek” są i takie, które zasilane są ze zbiornika umieszczonego na plecach… Uliczni sprzedawcy zasilają towarzystwo coraz to nowymi bombami, które produkowane są w zastraszających ilościach. Dziś na zabawie można zarobić! Po „bombas de aqua”, drugim produktem pierwszej potrzeby są pianki w aerozolu. Niewiadomego (zapewne chińskiego…?) pochodzenia biała piana w sprayu o nieprzyjemnym chemicznym zapachu, wydaje się równie popularna jak sikawki. Co przezorniejsi zaopatrują się również w płaszcze przeciwdeszczowe.

Dzieci przygotowują swój wodny arsenał z jak największą starannością, dziś bowiem mogą bezkarnie mierzyć w kogo chcą; immunitet zdają się mieć jedynie policjanci i starsze panie. Zwłaszcza chłopaki znajdują wyjątkową przyjemność w moczeniu wszystkiego co się rusza. Z początku myślimy, że nikt się nie odważy nas ruszyć. O, jakże się mylimy! Grupa nieuzbrojonych „gringos” to przecież wymarzony cel. Wodne bomby trafiają w nas dość regularnie, co odważniejsze dzieciaki pryskają nam białą pianą prosto po twarzach, co jest średnio przyjemne. Nie pozostaje nam nic innego jak uzbroić się w wodne pociski i odpowiadać na zaczepki.



Mokrzy, znajdujemy miejsce na trybunach wśród rozochoconej widowni, gdzie jako tako mieszamy się z tłumem i przestajemy prowokować ataki. Wkrótce wśród głośnej muzyki nadchodzą tancerze-przebierańcy. Wszystko to przypomina trochę niegdysiejszy pochód pierwszomajowy. Prezentują się różne zespoły taneczne, zakłady pracy, szkoły czy zespoły muzyczne. Pomimo, że publiczność brutalnie zlewa ich wodą, przemoczeni do suchej nitki z zaangażowaniem wykonują swoje programy, bez wytchnienia tańczą sunąc po ulicy w rytmie muzyki, bardziej lub mniej pijani…

Brak komentarzy: