piątek, 4 września 2009

Dzien 100 - Chiny. Owoce morza na hali targowej



Liu Yang zabiera nas na kolacje do olbrzymiej hali targowej. Zaczynamy na parterze. Ze wszystkich strony lypia na nas jakies slepia. Olbrzymie homary, kraby wszelakiej masci i rozmiarow, krewetki, langusty, ostrygi, ogromny wybor ryb i stworzen blizej nam nieznanych.

???


Wszystko klebi sie i rozpaczliwie gmera mackami w powietrzu albo usiluje pozbyc sie krepujacych macki sznurkow. Jako ze wybor trudny, calkowicie zdajemy sie na Liu Yanga. Po krotkim obchodzie i orientacji w terenie kupujemy trzy wielkie, zywe kraby, kilogram zywych langust, malze, tez z kilo, pol kilograma lososia i szesc sztuk jakichs dziwnych, troche ostrygopodobnych stworow. Mamy dwie ciezkie, ruszajace sie torby.




Teraz do windy i na trzecie pietro. Tu znajduje sie restauracja, gdzie nam to wszystko przyrzadza. Cha, cha - Liu Yang martwi sie, ze mamy za malo jedzenia, moze trzeba bylo jeszcze kupic jedna rybe. Restauracja jest jak fabryka. Ogromna hala ze stolikami, a dookola niej kuchnie i osobne sale bankietowe. Bankiety sa tu bardzo popularne. Przy jednym stole zasiada pietnascie osob i imprezuja. Sa bardzo glosni, jedza tony jedzenia i pija piwo albo wodke. Najczesciej jedna osoba placi za wszystkich. Jak juz skoncza i wyjda, stol wyglada, jakby przez niego przeszlo tornado.



Pychotka!

Brak komentarzy: