wtorek, 18 maja 2010

Dni 355-357 - Lima. Walka z depresją.



Powyższe zdjęcie wyjaśnia sytuację pogodową, w jakiej stolica Peru ponoć trwa przez osiem miesięcy w roku. Dywan z chmur wisi bardzo nisko i sprawia, że na powierzchni ziemi wszystko wydaje się szare i ponure, podczas gdy startujący samolot potrzebuje jedyne 15 sekund (liczyliśmy!) by przebić się ponad chmurę; wtedy ukazuje się piękne słońce i okoliczne szczyty. Ludzie mieszkający tam na dole tymczasem jakoś walczą z wynikającą z chmury depresją i musimy przyznać, że są dzielni – nie sprawiają wrażenia specjalnie przygnębionych.

My z radością opuszczaliśmy to miasto kierując kroki na wschód, w stronę granicy z Brazylią, do Puerto Maldonado – ostatniej miejscowości na nowej trasie interoceanicznej łączącej Brazylię z Peru. Jedyna rzecz w Limie, która na nas zrobiła bardzo pozytywne wrażenie to smakowite jedzonko… obowiązkowo należy spróbować słynne ceviche – danie z kawałków surowej ryby. Oto co mówi wikipedia: Tradycyjne ceviche przyrządza się zalewając surową, posiekaną rybę sokiem z limonki, z dodatkiem cebuli, papryki i soli, i pozostawiając do krótkiego zamarynowania. Pycha, ale uwaga – ze względu na kwasotę nie zaleca się tego jeść na noc, jak też nie popijać pisco sour – kwaskowym drinkiem, z którego również słynie Peru (tudzież Chile; oba te kraje spierają się o to, kto go wymyślił).

Brak komentarzy: