wtorek, 21 lipca 2009

Dzien 54 - Chiny

Spacer po gorach, w dole miasteczko Kangding na wys. 2700m n.p.m., my na jakichs 3100. Troche brakuje tchu idac pod gore, ale to chyba pierwszy dzien ze normalnie oddychamy i ogolnie da sie zyc; od tygodni juz mielismy klimat tropikalny i subtropikalny, z reguly nie do zniesienia bez wizyty od czasu do czasu w klimatyzowanym barze lub sklepie.

Wracamy spacerem przez Kangding, miasteczko zamieszkane przez ludnosc mieszana. Wiekszosc stanowia Han (etniczni Chinczycy), ale sporo tu tez Tybetanczykow, jako ze region ten jest na pograniczu Syczuanu z Tybetem (choc do Tybetu wlasciwego jest jeszcze pareset kilometrow). Jedyna glowna droga to czesc syczuansko-tybetanskiej magistrali laczacej Chiny z Tybetem. Miejscami jest w calkiem oplakanym stanie. W hotelu mowia nam, ze zniszczenia to efekt niekonczacych sie konwojow wojska wysylanych w Tybet od zeszlego roku, gdy byla tam napieta sytuacja polityczna. Rowniez w zwiazku z tym Kangding dorobil sie portu lotniczego, podobno drugiego na swiecie co do wysokosci - 4280m n.p.m., pas startowy ma dlugosc 4km! (ze wzgledu na rozrzedzone powietrze). Sluzy on przede wszystkim jako lotnisko wojskowe, nie cywilne, cokolwiek by nie mowily tryumfalne artykuly prasowe z czasow jego budowy i otwarcia.

Sciezka zdrowia/silownia w parku nie do pobicia!

Brak komentarzy: