piątek, 31 lipca 2009

Dni 62-64 - Chiny

Xi'an.

Dzien zaczynamy w kwartale muzulmanskim. Spolecznosc muzulmanska (zwana za przeproszeniem Hui)  w Xi'an jest bardzo liczna, rezyduje tutaj od VII wieku i skupia sie w centrum miasta, wokol jednego z najwiekszych meczetow w Chinach. Waskie uliczki pelne sa malutkich sklepikow: z makaronem, plackami, pierozkami, pachnacymi bakaliami i miodem slodyczami, miesem. Po waskich uliczkach zasuwaja trojkolowce z przyczepami zaladowanymi do granic mozliwosci.  W tle rozbrzmiewaja co jakis czas nawolywania z meczetow.
To pierwsze miejsce w Chinach, gdzie uwolnilismy sie od wszechobecnego, charakterystycznego zapachu, ktorego nie potrafimy zidentyfikowac. Slodkawy, miesny, rosolowy, zapach, jaki kojarzy nam sie ze skubaniem kurczaka po poprzednim sparzeniu go wrzatkiem albo myciem miesa. Tu nareszcie go nie ma. Pachna swiezutkie szaszlyki wolowe i baranie, pachna slodycze. Przysmakiem jest tu "la niu rou" lub "la yang rou"  - marynowane mieso baranie lub wolowe tak delikatne, miekkie i wilgotne, ze rozplywa sie w ustach. Z duzego kawalka sprzedawca odcina porcje, kroi ja na male kawaleczki i laduje je zrecznym ruchem do goracego, swiezutkiego podplomyka. Przed chwila jedlismy, a mi slinka cieknie na samo wspomnienie. Nastepnym hitem jest "yang rou paomo" - kociolek zupy, ktorej podstawa jest pokrojony drobniutko cienki placek (ktory nasiakniety miesnym wywarem smakuje podobnie do naszych lanych klusek), mieciutkie mieso baranie i grzyby. Nie brakuje oczywiscie roznego rodzaju pierozkow, plackow, kebabow, pijalni herbaty, owocow i slodyczy. Kazdy sklepik specjalizuje sie w jednej tylko potrawie i najczesciej nalezy do jednej rodziny, ktora cala, wlaczajac dzieci, udziela sie jak moze i najczesciej bardzo ciezko pracuje od rana do poznej nocy.
Natrafiamy na meczet-kompleks wielu budynkow-najstarsze z roku 742, z czasow dynastii Tang-polaczonych dziedzincami, z najwazniejszym, pokrytym niebieskimi dachowkami domem modlitw. Otoczony murem, jest enklawa spokoju w srodku tetniacego zyciem kwartalu muzulmanskiego. Akurat jest koniec modlitw tak wiec na dziedzince blyskawicznie wylewaja sie ubrani na bialo wierni.

Nastepnym punktem w naszym programie jest dom jednego z bogatych mieszczan z czasow dynastii Qing, ktorym jakims cudem przetrwal rewolucje kulturalna, a niedawno zostal pieknie odnowiony i udostepniony do zwiedzania. Jest w nim tez mala galeria sztuki jako ze to takze siedziba stowarzyszenia artystow Xi'an a takze teatrzyk cieni i herbaciarnia. Dom sklada sie z niezliczonych pokoi polaczonych otwartymi dziedzincami, wszedzie przepiekne, azurowe parawany z drzewa sandalowego, na kamiennych scianach misterne plaskorzezby. Osobna kancelaria dla kobiet, osobna dla mezczyzn. Sypialnia dla pani i pana domu a w niej lozko-pokoik ze scianami bogato rzezbionymi w kiscie winogron. Duzo winogron znaczy duzo dzieci. Nie tak jak teraz, kiedy mozna miec tylko jedno, a jak nie to kara 20 tys juanow (srednia miesieczna pesja to 2 tysiace). Na lozku drewniana skrzynka-poduszka - w dawnych Chinach spano ze swoimi wszystkimi kosztownosciami pod glowa. Przy lozku sliczne, maciupenkie trzewiczki, moze dziesieciocentymetrowe, ktore kiedys zapewne kryly znieksztalcone stopki pani domu.
Jestesmy tu jedynymi goscmi, tak wiec poswiecaja nam caly swoja czas. Mamy pania przewodniczke tylko dla siebie, potem prywatna demonstracje parzenia herbaty polaczona z degustacja, a na koniec jeszcze teatrzyk cieni zwany tez teatrzykiem swiatla. Znow jestesmy tu sami, a wiec dwoje widzow naprzeciw trojosobowemu zespolowi aktorskiemu: kukielki obsluguje dwoch starszych panow, ktorzy uzyczaja rowniez postaciom glosow (co jakis czasem krzycza glosno "Ala" podczas gdy kukielki sie bija); trzecia jest pani narratorka, ktora co jakis czas uderza w gong i mowi cos z wielkim zaangazowaniem. Na widowni BiG - siedzimy w pierwszym rzedzie. Nie mamy pojecia o co chodzi. Zgadujemy tylko, ze dobrym udalo sie zabic zla wrozke (ktora zamienia sie w czarna czaszke i piszczele). Bijemy brawo z calych sil coby nadrobic za pusta widownie :).

Brak komentarzy: