wtorek, 30 czerwca 2009

Dni 25-33 - Tajlandia

Opusciwszy Koh Tao nocnym promem (sala sypialna, elegancja-francja, pietrowe lozka, pelna posciel, choc po pokladzie czasem walesa sie szczur) docieramy wczesnym rankiem do Chumphon, gdzie przesiadamy sie na autobus i bezbolesnie docieramy do Bangkoku wczesnym popoludniem.

Znajdujemy jakis hotel w tzw. backpakerskim sektorze - blisko Khao San Road - tu dociera zdecydowana wiekszosc zachodnich turystow, dlatego tez pelno tu wszelkiej masci naganiaczy, sklepikarzy, taksowkarzy, i oczywiscie takich jak my - zagubionych w tym metliku "bialasow".

Nastepne pare dni jestesmy troche uziemieni - powolne zwiedzanie miasta, zakupy i zalatwianie roznych mniej lub bardziej oficjalnych spraw. Dwa razy zmieniamy hotel, w koncu ladujemy w calkiem przyzwoitym (jak na cene i okolicznosci).

Bangkok nie nalezy do "latwych" miast. Na kazdym kroku opedzamy sie przed cwaniactwem roznego rodzaju skierowanym przeciw turystom. A to taksowkarz chce koniecznie nas zawiezc do zaprzyjaznionej agencji turystycznej (za prowizje), a to ktos na ulicy podchodzi i mowi, zebysmy nie szli zwiedzac palacu bo "wlasnie" dzis jest nieczynny - powinnismy pojechac z jego kolega tuk-tukiem do sklepu z garniturami albo bizuteria, bo "wlasnie" dzis ostatni dzien promocji na tego typu zakupy.... kreatywnosc tego rodzaju typkow jest niesamowita. I sa tu doslownie na kazdym kroku. Jestesmy tym wszystkim zmeczeni...

Odwiedzamy poczte. Wszyscy pochlonieci bez pamieci jakims serialem, ledwie jeden urzednik przemogl sie i do nas podchodzi.

Na ulicach masa straganow, a kazdy serwuje jakies jedzonko. Upal nie daje zyc, nawet mimo dosyc czestych burz. 12 milionow mieszkancow, gaszcz betonowych wiaduktow, estakad, przewaznie wszystko co mozna wypycha sie ponad poziom terenu. Rzadziej wkopuje pod ziemie, choc jest jedna linia podziemnej kolejki.









Podobno Bangkok, tak jak Wenecja, zapada sie w jakims zawrotnym tempie pod ziemie... teren podmokly, czesciowo depresyjny. Az dziw bierze, ze malo tu wszelkiego robactwa - karaluchow, komarow itd. (malo to nie znaczy ze w ogole nie ma :-)).













Brak komentarzy: